Pejzaż filmowych fikcji rozciąga się w czasie i przestrzeni tworząc fraktalne wiry i mroczne zakątki. W niektórych spotkamy ludzi wplecionych w metaforę kończącej się cywilizacji, znajomej i niezdolnej do życia, w której ostatnim promieniem nadziei może się stać choćby jeden noworodek (i), a w innych spotkamy demoniczne technologie rządzące snami (ii), eksperymentalne przemiany brutalnych rozbójników (iii), czy bliźnięta owładnięte psychotyczną więzią wyposażoną w dziwaczne narzędzia chirurgiczne (iv). Przemierzając przestrzeń kosmiczną natkniemy się na zawiłe relacje dobra i zła wplecione w dramaty rodzinne wypełnione szlachetnymi, mądrymi i naiwnymi postaciami (v), ale i nie ominie nas samotna podróż do odległych galaktyk w towarzystwie bezwzględnej sztucznej inteligencji (vi). Paradoksy towarzyszące prawom fizyki sprawią, iż poznamy ojców rzucających się w odmęty czarnych dziur i ratujące ich córki, które to oni uprzednio zamierzali ratować (vii).
Gdy powrócimy na ziemię, kosmos w każdej chwili gotów jest przysłać swoich przerażających wysłanników, których będziemy się lękać, czując grozę i obrzydzenie na równi ze współczuciem (viii). Zszargane nerwy sprawią, iż przekroczymy granicę szaleństwa – przeżywając dramat walki o kształt własnego umysłu (ix), a wytchnienie znajdziemy w niewinnych aktach okrucieństwa i kąpieli przygotowanej przez naszą dziwną matkę, kochającą własne dziecko jak złym by ono nie było (x). Możemy na ten temat żartować, a nawet całą rzeczywistość naszych społecznych relacji zamienić w szalony żart (xi). Albo wiedzeni odmiennym rodzajem szaleństwa, możemy pielęgnować swoją obojętność, która wkrótce doprowadzi nas do spokojnego domu rodzinnego położonego na skraju obozu zagłady, skąd czasem dolatuje czarny dym (xii).
Jeżeli podobnych niedorzeczności nie sposób połączyć w spójną całość – nie należy się przejmować. Tu nie może chodzić o prawdziwe rzeczy. Z pomocą przychodzi skrupulatnie hodowana cyfrowa maszyneria, zdolna zszyć każdy obraz z innym obrazem za pomocą niewidzialnych szwów – słów. Osiołek w stroju astronauty galopujący radośnie podwodną krainą. Piszę i jest: oto narzędzia zdolne do łatania wizualnych niedostatków rzeczywistości. Jakkolwiek obojętną byłaby ona na swój obraz, nadal sprawy się mają tak jak zwykle – każdy obraz przenika do sfery symulacji snutej przez umysł, zmieniając go trochę. Spotykamy ludzi twierdzących, iż są w stanie kontrolować, co przyjmują ich mózgi, ale i ci ludzie zdają się emanować odmiennym rodzajem szaleństwa.