Nasze prace
Our Works
Cristina Ferreira-Szwarc
20.05-5.06.22
Text: Wera Bet
 Te nasze wędrówki po świecie, te krainy i peryferie są „nie tylko po [to], aby się zachwycać naskórkową urodą świata, takim doraźnym blichtrem. Ale po to, aby zobaczyć, że piękno jest często niejednoznaczne, że wyraża się także przez rzeczy kalekie czy zdruzgotane. To raz. A po drugie: ma swój wymiar duchowy. Tożsamość to nie tylko moje biologiczne istnienie – ale rzeczywistość, którą można nazwać wspólnotą losu i wspólnotą odpowiedzialności za ten los. Odpowiedzialności, która nie jest tylko odpowiedzialnością za siebie samego”[1].
 
Jesteś­my w świet­licy. Każ­da z czte­rech ścian jest pod­po­rą dla drugiej. Ściana wspie­ra drzwi, re­gał wspie­ra ścia­nę. Wy­cac­ka­ne, wy­mus­ka­ne jest to wnę­trze. Tu ze­gar, tam pi­nez­ka, a tam kwiat – to wszys­tko ra­zem two­rzy tę opę­ta­ną kra­inę, gdzie rzą­dy spra­wu­je es­te­ty­ka po­zo­ru – trwa­ją­ca i prze­mi­ja­ją­ca – kra­inę wznios­łej mar­noś­ci.
Our journeys around the world, through its lands and peripheries – they are "not meant to admire the epidermal beauty of the world, some temporary glitz. They let us see that beauty is often ambiguous, that it also expresses itself through crippled or broken things. Moreover, it also has its spiritual dimension. Identity is not only a biological existence – but a reality that can be called a community of fate and a community of responsibility for this fate. Responsibility that is not only a responsibility for oneself" [1].
We are in the common room. Each of the four walls supports the other. The wall supports the door and the bookcase supports the wall. This interior is sleek and fanciful. A clock here, a pushpin there, and a flower on the side – all of this together create this possessed land, ruled by the aesthetics of pretense – lasting and passing – a land of sublime vanity.
[1] Zbigniew Mikołejko, Jak błądzić skutecznie – prof. Zbigniew Mikołejko w rozmowie z Dorotą Kowalską, Warszawa 2013, s. 296.​​​​​​​
Firana pokryta warstwą kurzu ciężko zwisa z żyrandola – to punkt gra­nicz­ny mię­dzy świa­tem zewnętrznym a światem świetlicy. Jej wnętrze jest chwi­lo­wym przys­tan­kiem w tej wę­drów­ce, może na­wet ro­dza­jem od­ro­cze­nia. To jed­no z tych miejsc szczęś­li­wych, choć tym­cza­so­wych; trud­nych, edu­ka­cyj­nych – miejsc spraw­czych; ta­kich, co wy­plu­wa­ją, od­trą­ca­ją, przy­tu­la­ją w świat. Świet­li­ca – z jej su­we­ren­ną lo­gi­ką i hi­sto­rią, z jej auto­no­micz­nym doś­wiad­cze­niem i spe­cy­ficz­ną uro­dą – kon­sty­tu­uje świat ja­ko sak­ral­ne wspom­nie­nie – pas­kud­nie-idyl­licz­ne. Jej plu­ra­lizm sta­no­wi nies­pój­ny kon­glo­me­rat ra­dy­kal­nie od­mien­nych ja­koś­ci. 
A dust-covered curtain hangs heavily from the chandelier – this is the border between the outside world and the world of the common room. Its interior is a temporary pause in this journey, perhaps even a kind of postponement. It is one of those places: happy though temporary, difficult, educational – causative places; ones that spit us out, throw us away or embrace before sending us out into the world. The common room – with its sovereign logic and history, with its autonomous experience and specific beauty – constitutes the world as a sacred memory – ugly-idyllic. Its pluralism is an incoherent conglomerate of radically different qualities.
Los chciał, że trafiliśmy do tej świetlicy. Wyrwani i wykorze­nie­ni – jak przy­błę­dy lo­su wrzu­ceni tam, gdzie nie ma ide­al­nych me­cha­niz­mów akli­ma­ty­za­cyj­nych. Dzie­limy tę sa­mą udrę­kę, współ­od­czu­wa­my. Two­je szczę­ście staj­e się mo­im. Uczu­cia roz­przes­trze­nia­ją się – jak zie­wa­nie. Uczu­cia, tak jak zie­wa­nie, są za­raź­li­we. Z jed­ne­go ką­ta świet­licy ktoś zie­wa, by z in­ne­go ktoś odpo­wie­dział tym sa­mym. A czło­wiek – zwie­rzę spo­łecz­ne – po­le­ga na in­nych, aby stać się so­bą, aby sie­bie stwo­rzyć. Za­ra­ża­my się na­wza­jem i na­wza­jem za sie­bie od­po­wia­da­my. A te czte­ry ścia­ny – ten po­kój – przy­spo­sa­bia­ją nas do roz­pę­du w świat.
Fate wanted us to come to this common room. Uprooted, eradicated, we’re like strays thrown by this fate in a place where there are no perfect acclimatization mechanisms. We share the same torment, we empathize. Your happiness becomes mine. Feelings spread like a yawn. Feelings, like yawning, are contagious. Someone yawns from one corner of the lounge, for someone else to answer the same from the other end. And human – the social animal – relies on others to become oneself, to create themselves. We infect each other and are responsible for each other. And these four walls – this room – prepare us for the leap into the world.
Tekst: Wera Bet
Back to Top